wtorek, 2 września 2014

Rozdział: 1. – Czarne pióro..

Kushina: Już na wstępie chcę was zaskoczyć, bo.. To opowiadanie będzie zupełnie inne.. Zresztą jestem dziwna i lubię niekonwencjonalne rozwiązania <3! Jestem dziwna, jak zwykle muszę sobie... *Patrzy na Lokiego, który trzyma napisy, które ona czyta..* SOBIE!! Eghem.. *Uśmiecha się złośliwie, gdy Loki rozumie swój błąd i posyła jej wściekłe spojrzenie, rzucając jedną tablicą o ziemię z impetem*
Loki: Sorry..^^!*Swwet mina of angel xD*
Kushina: Wracając muszę sobie po marudzić.. Dobra, dziewoje.. Na wstępie muszę się spytać czy chcecie, żebym zmieniła szablon?, bo mówiąc szczerze, mam kilka ciekawych pomysłów, które de-facto są ciężkie do wykonania, ale osiągalne <3..
Szablon, który bym tutaj wstawiła byłby nie, co inny.. Dziwny, a zarazem subtelny. Mroczny i delikatny, wiecie o co mi chodzi ^^..

Mwahahaha ^^!
Odpowiedzi na komentarze:
Vivilet: Haha! Zabiłaś mnie dziewojo droga! Pytanie! Możesz chcesz pobić rekord guinnessa? Bo tak szybko komentarza, się nie spodziewałam o.o""! Hmm.. No nic, czekam na więcej twoich komentarzy!
Rachel Octavia Aarone House: Chyba druga do rekordu xD!


Wasze komentarze cieszą moje oczy! Naprawdę!!
Rozdział: 1. – Czarne pióro..
            Smutek życia, jest bólem, żalem i… snem…
            Audi A7 o modelu sportback, mknęło szybko ulicami Nowego Yorku. Jego właściciel właśnie siedział za kierownicą i go prowadził. Wracał on właśnie do swojego domu z pogrzebu. Samochód został specjalnie sprowadzony z Niemiec, na zamówienie klienta. Jego zielone, niczym świeża, wiosenna trawa w Central parku, oczy przesunęły się na radio, zmieniając ruchem ręki kanał. Wieczorne niebo z wyglądu przypominało mu dziecięce lata, gdy mieszkał jeszcze w Asgardzie. Bardzo kochał tamte czasy i często o nich lubił wspominać, lecz nie dzisiaj.
Licznik na desce rozdzielczej pokazywał sto dwadzieścia, więc kierowca zwolnił do dziewięćdziesięciu pięciu. Jego silnik śmiesznie zabuczał, jakby uznawał, że to jest dobry pomysł. Auto było jego trzecią miłością. Pierwszą była ona, drugą była jego córka śpiąca na tylnim siedzeniu, a trzecią był ten pojazd na czterech kołach. Bynajmniej nie dlatego, że potrafił osiągnąć 300 km w niecałe dwie i dziewięć dziesiątej sekundy, w końcu nie był samobójcą, prawda? Po prostu lubił tą drogą „zabawkę”.
„-        Kolejne cztery osoby nie żyją, eksperci mówią o tajemniczym mordercy, który…” Powiedziała, speakerka w radiu, przy kolejnej, zmienionej stacji. Brunet znów przełączył manewrem dłoni stacje radiową. Teraz grała cicho, jakaś piosenka.
Mężczyzna zacisnął na sekundę oczy, a spod jego ciemnych, z brązowymi oprawkami; okularów spłynęły łzy. Zatrzymał samochód na chwilę i oparł twarz na kierownicy, płacząc cicho. Jego ciało drżało w spazmach rozpaczy. Starł się być cicho.
-          Tatusiu…? – Szepnął cichutko głosik z tyłu samochodu. Mężczyzna odwrócił zapłakaną twarz i spojrzał na swoją córeczkę, która, siadała właśnie zwolna na siedzeniu. Miała słodką, zaspaną minkę. Dziewczynka ziewnęła cichutko, zasłaniając kulturalnie usta ręką. Zamrugała kilka razy. Rozpięła pasy i przysunęła się do swojego ojca. Hellena, bo tak nazywała się dziewczyna, wtuliła się w ramię mężczyzny.
-          Słucham kochanie? –  Zapytał, a jego ton głosu był niesamowicie załamany. Czarnowłosa przecierała właśnie swoje zielone oczyska, a gdy skończyła spojrzała na swój ukochany autorytet, bardzo smutno.
-          Mamusia już nie wróci, prawda? – Zapytała cichutko.
-          Ja… Hel, tak mi przykro… – Wziął ją na kolana i mocno przytulił. Szlochał cicho, dziewczynka płakała cicho wraz z nim. Mężczyzna ukrył twarz w jej włosach. Dziewczynka zacisnęła ręce na jego koszuli. Płacz dziecka był bardzo rozdzierający i jeszcze bardziej go bolał. Dla niego zwłaszcza; w końcu był jej ojcem. Kołysał się z córeczką, tak długo, aż ta nie usnęła znowu w jego ramionach. Mężczyzna został całkowicie sam.
Pogrzeb jego żony na pewno na zawszę utkwi mu w głowie. Miał ochotę zamknąć się w pokoju i płakać! Płakać tak długo, aż sam nie umrze. Niestety, nie mógł. Głównie przez, to że obiecał iż zajmie się ich córką, tuż przed tym nim Sigyn umarła oraz to że będzie zawsze przy niej, będzie jej pilnować, kochać i pomagać w ciężkich chwilach. Mimo, że wiedział, iż ta umrze, świadomość tego bolała okropnie. Jego ukochana kobieta umierała w cholernych męczarniach, lekarze powiedzieli mu później, że jego Świętej Pamięci żona nie zgodziła się na szybką śmierć. Do końca miała, nadzieje, że wyjdzie z tego…
Głupia…
Prawdopodobnie był strasznie głupi, albo i nie. Nie wiedział! Odpalił ponownie samochód. Pogłaskał delikatnie włosy Hel i posadził ją obok siebie, na fotelu i zapiął pasami. Nigdy nie popierał takiej jazdy, ale teraz pragnął tylko dotrzeć do domu.
Docisnął pedał gazu początkowo delikatnie, a gdy automatyczna skrzynia biegów pozwoliła mu na szybsze poruszenie docisnął go do dechy.
Oddech miał przyspieszony. Na ciemnej drodze nie było żywej duszy. Zatrzymał go zdrowy rozsądek. Zwolnił, aż licznik na jego desce rozdzielczej nie pokazał sześćdziesięciu dziewięciu.
Zatrzymał się przy willi z basenem. Zielonooki wysiadł, a w następnej chwili zamknął drzwi od strony kierowcy, a otworzył je po stronie pasażera. Dziewczynka miała uśmiech na twarzy, ale widać było, że płakała przez dłuższą chwilę. Zatrzasnął delikatnie drzwi i ruszył z córką na rękach przez otwartą furtkę do wielkiego domu. Droga do miejsca zamieszkania maga była wyłożona kocimi łbami. Mężczyzna pstryknął palcami, a furtka zamknęła się z cichym brzęknięciem. Po kilku chwilach stanął przed wrotami do domostwa. Strzelił z palca w zamek, a ten otworzył się. Bez żadnych problemów zaniósł dziecko do swojego pokoju gdzie ułożył słodko śpiącą dziewczynkę w łóżku, którą przykrył delikatnie swoją kołdrą. Nie przebierał swojej małej księżniczki, bo nie chciał jej w końcu budzić. Zdjął jej tylko różowe adidasy, musnął jej czoło w delikatny sposób. Włączył jej lampkę i wycofał się powoli z sypialni. Bał się. Nie wiedział, co przyniesie mu przyszłość.
            Z szedł powoli na dół. Przywitała go cisza. Gdzieś z głębi domu, cały czas piszczała sekretarka. Nieodebrane wiadomości. Wiedział, że będzie ich pełno. Ruszył, więc z wolna do swojego gabinetu. Zaczął szukać wśród kartek aparatu domowego. W końcu znalazł jeden koniec kabla, pod bałaganem, który zrobiony z kartek z pomysłami do nowej książki, którą zaczął ostatnio pisać. Po chwili znalazł w końcu matkę i odpalił ją w końcu i usłyszał początkowo cichy śmiech. Pamiętał tą chwilę. To było jakoś zaraz po zakupie domu. Ich wspólny śmiech. Mówili to z pełną dozą uczuć…
„Haha! Cześć tu Loki i Sigyn! Zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału” Tak brzmiało powitanie na sekretarce. Będzie je musiał zmienić.
- Hej tu Tony… Wiesz, stary moje kondolencje… – Usłyszał, jak brunet odkłada szklankę na stole. – Wiesz… Ja też mam syna i rozwód z Pepper… Jakbyś chciał to przyjdźcie razem i pogadamy. – Ile razy on to już słyszał, od końca pogrzebu? Uh! Sam nie wiedział.
Jego życie teraz runęło w gruzach, gdy tylko dowiedział się o jej chorobie. Przestał słuchać wiadomości, która leciała dalej, a Stark strzępił sobie swój własny, cholerny język. Wiedział, że jego małżeństwo nie wróci. Na midgardzie były takie choroby, których nawet on. Loki Laufeyson nie da rady wyleczyć. Do Asgardu wrócić nie mógł ze względu na ojca, który wygnał go wraz z malutką Hel i Sigyn. Wiedział, że już dużo razy nakłamał i że tym razem przegiął. Lecz nie potrafił inaczej. Cicho zaszlochał. Ona była pół bogiem. Zacisnęła zęby na wardze. Nienawidził swego brata, nienawidził Asgardu, nienawidził tego, starego, pieprzonego Odyna, przez którego musiał odejść z domu. Ukrył twarz w dłoniach. Matka pozwoliła mu zostawić magię i pół berło, pół różdżkę, której wcale prawie nie używał.
Zjechał po blacie biurka, na podłogę i zaszlochał głucho. Płakał bardzo głośno. Prawdopodobnie, aż zabrakło mu łez w pewnym momencie, ponieważ jego ciało już nie mogło wyprodukować słonej cieczy, a jego ciało po prostu rzucało się w spazmach płaczu. Czuł żal do siebie. Usłyszał jeszcze tylko, jak jego znienawidzony brat zostawia roześmianą wiadomość, że wpadnie następnego dnia z wizytą. Nie miał sił by myśleć.
A Automatyczna sekretarka powiedziała, jeszcze ciche „Nie masz więcej nowych wiadomości… Piiiib!”. Loki nawet nie wiedział kiedy zasnął, skulony na podłodze..
…******…



Mhahaha!! Hmm… Przed sprawdzeniem 1 strona! Po sprawdzeniu… Stron 3. 
Hehe… Brakuje mi mojej Miku, no nic ;__; *Płaka w poduszeczkę z Billusiem*.

PS. ZMIANA PLANÓW TO BĘDZIE JEDNAK: Dramat, komedia, kryminał...

3 komentarze:

  1. To było takie smutne i takie piękne. Żal mi Lokiego. Po prostu żal. Stracił Sygin, dom... (znaczy miejsce w Asgardzie) Została mu już tylko malutka Hel...
    Pisz dalej, pisz szybko i publikuj, bo już się zakochałam.
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
  2. http://cichesia.blogspot.com/2014/09/notka-organizacyjna.html
    nie opowiadanie :D raczej przeprosiny, pare rzeczy organizacyjnych ;D
    pozdrawiam, Rox

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej,Ojej,Ojej,Ojej jakie fajneeee(tu:za duży entuzjazm) ale za krótkie.Jaką czcionką piszesz i ile słów zawiera rozdział?
    VIv się zakochała . . . . RATUJ SIĘ KTO MOŻE! za spamuje ci komami o treści 'OJEJ"XDD
    Czekam na szybki next
    Pozdrawiam R.O.A.H.
    W wolnym czasie zapraszam do siebie ;) http://asgards-mirror-everybody-lies.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy:

Łączna liczba wyświetleń