wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział: 3. - Zamknięty w klatce..

Miku: *Wchodzi niczym wrak, so pomieszczenia po chwili padając z hukiem na Twarz. Zmęczenie Lokiego z początku tego rozdziału chyba mi się udziela. *Bełkocze pod nosem, po chwili siadając na tyłku* A Thor, jakby tego było mało, próbował mnie zatłuc Mjölnira. *łapie sięga głowę.* Biedna ja... Witam wszystkich :). Na wstępie serdeczne gome za tak późne wstawienie notki. *Pada na kolana, błagając o przebaczenie.* Nie miałam ostatnio w ogóle czasu, aby na spokojnie wziąć się za pisanie. Postaram się następnym razem wystawiać notki przed południem :).
Żona Madary: Nie wiem czy jest taki zajebisty, >w<, ale miłego czytania ^^. A ja bym chciała za granicę ;-;…
Ayuna-chan: Oto kolejny rozdział xD w ogóle to zapowiada się na długie opowiadanie.
Milej lektury i niech Thor będzie z wami T^T.

Rozdział: 3.
            Nie zmrużyłem oka od dobrych kilku dni, co dało się we znaki. Byłem zmęczony… Można by powiedzieć, że przez wory pod oczami, wyglądałem jak zombie, z jakiegoś słabego horroru.
            Czas wolny spędziłem w bibliotece pisząc z gromowładnym. Sam dziwiłem się jak mogło mnie to tak zaintrygować. Szukałem też jakichkolwiek informacji lub książek, które pomogłyby mi wyjaśnić tą sytuację sprzed mojej „ucieczki”. Tak... Od tamtego czasu nie wróciłem do placówki, choć z trudem przyznałem, że nie wytrzymam dłużej bez posiłku.
             Zanim wróciłem do domu dziecka, wziąłem z biblioteki, co poniektóre książki: „Zjawiska paranormalne”, „choroby skórne”, „istoty z mitologii świata”. I tym podobne. Musiałem dowiedzieć się jak najwięcej, lub znaleźć, choć jedną wskazówkę. Kiedy wróciłem, zdziwiła mnie atmosfera pomiędzy rówieśnikami. Nikt z dorosłych oczywiście nie uwierzył w bajki na mój temat, opowiadane przez dzieci. Nasza opiekunka odetchnęła z ulgą, gdy mnie zobaczyła, ponoć informacja o zaginięciu chłopca z placówki społecznej, już dawno się rozprzestrzeniła.
             W moim pokoju nic się nie zmieniło, nadal stały tutaj dwa dwupiętrowe łóżka i smętna szafa pod oknem. Od razu pochowałem do niej książki a kiedy dowiedziałem się, że moi koledzy już nie mieszkają w domu dziecka, lekko się zdziwiłem. Poczułem lekkie ukłucie w okolicach żołądka, zwane poczuciem winy. Wiedziałem, że to nie było zależne ode mnie, ale jednak fakt, że przeze mnie tu ich nie ma, nie dawał mi spokoju. Kilka dni spędziłem na studiowaniu wypożyczonej lektury, nie wychodziłem z pokoju, chyba, że na posiłki, jednak i to rzadko się zdarzało. Czytając powoli traciłem nadzieję, nie było tutaj nic, zupełnie nic, co mogło mi, choć trochę pomóc. Zrezygnowałem, więc z dalszych poszukiwań.
***
              Kolejnej nocy również nie zmrużyłem oka, nie potrafiłem zasnąć. Dzięki Bogu byłem tak zmęczony, że udało mi się zasnąć nad ranem. Po niedługim czasie usłyszałem nieprzyjemny dźwięk, który po kilka sekundach okazał się pukaniem do drzwi. Syknąłem i klnąc pod nosem uniosłem się na łokciach, no cóż, przynajmniej trochę odpocząłem.
-Tak? – Zapytałem i dopiero teraz usłyszałem jak bardzo zachrypnięty jest mój głos. Za to ten, który po chwili usłyszałem był całkowitym przeciwieństwem mojego, był przyjemny i głęboki.
- Mogę wejść? – Nie odpowiedziałem, a właścicielka tego jakże pięknego głosu otworzyła nieśmiało drzwi do pokoju i wychyliła swoją czerwoną czuprynkę. Nie pamiętam abym pozwolił jej wejść, jednak usiadłem na skraju łóżka i zwróciłem wzrok w jej stronę. Spojrzała na mnie niebieskimi oczami, w których czaiły się psotne iskierki. Po chwili weszła ciągnąc za sobą niedużą walizkę, której ciągnięcie i tak sprawiało jej lekką trudność. Zamknęła drzwi i stawiając bagaż obok łóżka spojrzała na mnie, uśmiechając się.
- Cześć.. Nazywam się Natasha. Ty masz na imię Loki, prawda? – Chciała podejść, wyciągnęła nawet rękę, aby się przywitać jednak nie uścisnąłem jej, starałem się nie patrzeć w jej oczy. Odsunęła się, jednak nadal się uśmiechała. Zaczęła z entuzjazmem rozpakowywać swoje rzeczy na łóżku na przeciwko. Jak na moje oko na pewno była gdzieś w moim wieku, ale jej radosne i beztroskie oczy dodawały jej dziecięcego uroku.
- Dopiero, co tutaj przyszłam, od dzisiaj będę twoją współlokatorką. – Uśmiechnęła się jeszcze promienniej. Cudownie się składa, a dopiero, co zacząłem się cieszyć z braku towarzystwa. Czasem zdaje mi się, że po prostu ktoś w górze, mnie nie lubi.
- Świetnie… – powiedziałem z irytacją w głosie, chowając się pod pierzynę, tym samym pokazując czerwonowłosej, że to już koniec rozmowy. Ta jednak, albo niezrozumiała mojego jak najbardziej zrozumiałego gestu, albo nie dawała za wygraną. Zabierając mi kołdrę oznajmiła radośnie.
- Zaraz będzie śniadanie, nie ma spania.- Zachichotała a ja tylko zgromiłem ją spojrzeniem, co zignorowała. Dopiero, co wprowadziła się do pokoju a już czuję się jak u siebie, zwykle każdy nowy to szara myszka. Jednak jedno bardzo mnie zdziwiło, dziewczyna nie była nieszczęśliwa, że przyjechała do placówki, gdzie musiała spędzić parę lat. Wręcz przeciwnie, chyba, że bardzo dobrze skrywała swoje uczucia. Kiedy zeszliśmy na śniadanie, jak zwykle usiadłem przy stoliku pod oknem, gdzie mogłem spokojnie obserwować krajobraz. Znudzony dźgałem widelcem rozwalone już jajko. Kiedy usłyszałem jak ktoś energicznym ruchem kładzie tacę na stole, lekko podskoczyłem, obracając wzrok w stronę niespodziewanego gościa. Była to moja czerwonowłosa współlokatorka, która siadając, uśmiechnęła się do mnie. Odpowiedziałem tym samym gestem, lekko wymuszonym, po raz pierwszy od kilku lat ktoś jadł ze mną posiłek.
            Czułem jak na moim czole pojawia się lekka zmarszczka, kiedy usłyszałem, że nasza placówka organizuje jutro poranne wyjście do central parku. Myślałem, że wyzionę ducha, zestresowana Natasha szturchała mnie od czasu do czasu, aby sprawdzić czy żyję. Mogłem dać głowę, że kiedy spojrzałem na dziewczynę to się przeraziła. Tak, zdecydowanie to będzie najgorszy tydzień w moim życiu. Zrezygnowana usiadła, proponując mi rzecz, która była najlepszą, jak mógłbym teraz zrobić.
- Wiesz, może wyjdziemy na miasto? – Zarzuciła nogę na nogę a moja twarz się lekko rozpromieniła. Od razu wpadła mi do głowy biblioteka. Wyszliśmy razem, wziąłem kurtkę i szalik natomiast Natasha tylko kurtkę.
            Przez cały czas ze mną rozmawiała powoli zarażając mnie swoim humorem. Ja jednak, rzadko otwierałem usta, no może, gdy naprawdę uporczywie się dopytywała czegoś. Poszliśmy do sklepu kupując sobie gorąca czekoladę, dziewczyna coś wspominała, że w zimie zawsze piła taką z rodzicami. Spacerowaliśmy przez dwie godziny, doszliśmy do centrum. Upiłem kolejny łyk słodkiego napoju, rozkoszując się jego smakiem, kiedy zauważyłem, że na telebimach pokazują najnowsze wiadomości. W tym momencie upuściłem papierowy kubek przyglądając się scenie wyświetlanej na ekranie.
- Pan Howard Stark zginął w wypadku. – Powiedziałem sam do siebie, Natasha tylko mruknęła coś pod nosem szukając telefonu. Szturchnąłem ją lekko, aby spojrzała na mnie.
- A ty, co wyprawiasz? Słyszałaś?- Spojrzała na mnie z pytającym wyrazem twarzy.
- Loki, nie wiedziałeś? Trąbią o tym na okrągło od czasu tamtego zdarzenia. –Powiedziała, wiedziała o wszystkim, to mogłoby wyjaśnić jej zachowanie sprzed chwili. Westchnąłem cicho, byłem w niemałym szoku. Pan Stark zawsze dobrze sobie radził i był jednym z niewielu ludzi, którzy wnieśli coś w życie naszej placówki. Często u nas bywał i przekazywał fundusze na potrzebne nam rzeczy. Zaczęliśmy powoli wracać, byłem w dobrym nastroju, co było dziwne.
Ostatnio działy się same nowe rzeczy. Przechodziliśmy obok biblioteki, w tamtym miejscu pożegnałem się z Natashą. Nie była chętna do powrotu, ale po kilku minutach ustąpiła. Tradycyjnie usiadłem na komputer, odczytałem ostatnią wiadomość, której nie zdążyłem wyświetlić. Uśmiechnąłem się widząc, że pojawiła się nowa. Napisane było „Będziesz jutro w central parku? Jesteś naprawdę ciekawym człowiekiem…”. Przez chwilę wydawało mi się, że temperatura skoczyła w górę. Chciał się spotkać? Co odpisać? Jutro organizują wyjście do central parku... Westchnąłem cicho, wypuszczając gwałtownie powietrze. Jutrzejszy dzień będzie zdecydowanie najbardziej stresującym w tym tygodniu.
***
            Następnego dnia, kiedy spojrzałem przez okno,  zauważyłem spadające płatki śniegu. Tym razem nie miałem zamiaru ryzykować, nie chciałem znów zmienić się w to „coś”. Natasha już była na nogach i szykowała się do grupowego wyjścia. Spakowała niezbędne rzeczy, po czym zerknęła na mnie z zdziwieniem.
- Nie idziesz? – Zapytała zakładając czapkę. Nie odpowiedziałem jej czerwonowłosa rzuciła mi na łóżko moją kurtkę.
            Wszyscy się już zbierali. Wziąłem ubranie do ręki, aby je powiesić, ale dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła ze sobą. Można by powiedzieć, że zamknęła ją w żelaznym uścisku, nie wyrwałbym jej nawet gdybym chciał. Serce zaczęło bić mi mocniej, czy ja nie przeżyłem kiedyś podobnej sytuacji?
            Racja...To było jakieś cholerne Déjà vu. Udało jej się wyciągnąć mnie na plac, chciałem wykrzyczeć jej, co myślę o jej zachowaniu, ale zauważyłem, że moja skóra nie zmienia swojej barwy, nadal jest normalna. Nie czułem również zimnych płatków śniegu na swojej skórze, bo w ogóle na nią nie spadały. Teraz, sam nie wiedziałem, o co się wyrabia... Z zamyślenia wyrwał mnie głos opiekuna informującego o ilości dzieci.
            Spojrzałem na Natashę, która w najlepsze bawiła się śniegiem.  Po kilku godzinach spaceru byliśmy już w central parku. Pozwolili nam na oddalenie się od grupy, ale tylko do czasu rozpoczęcia festiwalu, który jak okazało się na miejscu miał być tu organizowany.
            Jak przystało na najbardziej paskudny zimowy miesiąc, drogi oraz drzewa były pokryte śniegiem i nic nie dało wczorajsze odśnieżanie chodników, gdy w nocy znów zostały zasypane. Jednak to nie sprawiło kłopotu w zorganizowaniu festynu. Było tu m bardzo sympatycznie i kolorowo, dzięki temu można było, choć na trochę zapomnieć o nieprzyjemnej pogodzie. Usiadłem na ławce wcześniej kupując coś do jedzenia, Natasha i reszta cieszyli się z przygotowanych atrakcji. Obserwowałem przechodniów, pewnym momencie mignęła mi przed oczami blond czupryna. Zauważyłem wysokiego chłopaka ubranego w żółtą kurtkę i czarne spodnie. Wiedziałem, że to był on, wyglądał tak samo jak na zdjęciu profilowym. Gromowładny stał oparty o pień drzewa, również obserwując przechodzących ludzi, jednak nie zwrócił spojrzenia w moją stronę.
 …******…

3 komentarze:

  1. Och, niedawno znalazłam waszego blooga, jednak już wiem, że będę tu często wpadać. Historia jest niesamowita, wciągająca i nie wiem co jeszcze XD Krótko mówiąc, bardzo mi się podoba ^^
    Pozdrawiam,
    Vivilet

    OdpowiedzUsuń
  2. Żona Madary^^!!16 lip 2014, 21:04:00

    Oh.. Epickie, chociaz troche mi brakowalo opisow pogody w nie ktorych miejscach.^^!
    *Niuch**niuch* <3*!!

    Shit!!! O.o! Musze isc na impreze za kilka godzin, a jestem w dubie...... !! O.o
    Dobra, pozdrawiam i leca sie szyku, szyku ;ddd!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam :)

    Opowiadanie zapowiada się ciekawie. Plusem jest to, że nie znalazłam żadnych błędów :)

    Chyba gdzies mi to umknęło, ale ile Loki tutaj ma lat? Bo nie wiem jak go sobie wyobrażać :3


    Czekam na ciąg dalszy i przy okazji zapraszam serdecznie do mnie. Pojawił sie nowy rozdział ;>

    Pozdrawiam i życzę weny
    Błękitna

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy:

Łączna liczba wyświetleń