wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział: 2. - Zamknięty w klatce..

Tak na wstępie CZ1:
*Wchodzi do studia wesoła, jak cholera* *Słyszy Thora wykłócającego się z Miku*
Thor: Jak to ja nie mam brody?!  *Rzuca młotem, w kierunku autorki, ale ta zwinnie odsuwa głowę, i młot rozwala ścianę działową, dzielącą drugie studio z innym, równie zabawnym serialem*
Loki: *Przewraca oczami i siedzi na MOIM PSP GO, ze zmarszczonymi brwiami i gra sobie w najlepsze w Naruto ^^”””*
Kushina:  Co tu się dzieje?! Czyżby bunt na pokładzie?  ==”” *Już czuje nadchodzącą migrenę, niczym Fury*
Miku: *Patrzy rozbawiona na wkurwionego Thora*
Kushina: Ehh… Loki? *Zabiera chłopakowi mini konsole siadając na jego nogach* Dziękuje… ^_^! A teraz gadaj, co tu się dzieje… I nie. Nie boję się tej twojej pieprzonej magii, której i tak jeszcze w sobie nie odkryłeś do końca… *Burczy pod nosem, czuje, jak magia owłada jej ciało, ale dziewczyna po prostu patrzy na niego lodowato, więc Loki po prostu puszcza*
Loki: W skrócie? * Próbuje odebrać nie swoją w własność*
Kushina: Tak… *Wpatruje się w niego rozbawiona*
Loki: Thor nie zgadza się, że nie ma brody… *Prycha cicho* A teraz czy łaskawie oddasz mi mą konsole? ^_^ * Słodkie oczyska*
Kushina: Zaraz jak pomożesz mi odpowiedzieć na te piekielnie „Truuudne” pytania ^^”””…
Ayuna- Chan: Hej… Dzięki ^^””!! *Loki znów próbuje odebrać nie swoją własność*
Żona Madary: Emm… Co?! O.o *Patrzy na komentarz, ale nie rozumie* Co ty za czarną magie uprawiasz? Hmm? XD
Roxsan: No, bo mi o to chodziło ^q*! Wszelkie… *Przerzuca sobie PSP z ręki do ręki, a Loki zaciska zęby ze złości, bo ktoś mu odebrał zabawkę* powiadomienia proszę pozostawiać pod najnowszymi notkami ^^…
Dobra rozpisałam się… Jak zwykle… Ummm… *Oddaje konsole Lokiemu i klepie go po głowie, jak dzieciaka*
Loki: *Patrzy obrażony*
Kushina: Co do brody… Thor… Na litość boską, wiesz ile masz lat w tym opowiadaniu, czy znów mam Ci to przeliterować patelnią? ^^””” *Thor patrzy na nią jak na psychopatkę  ^^!*
Thor: Yyym…! Pogadamy o tym, ale później okay? Tak w następnym rozdziale? *Wacha się czy nie spieprzyć na rok do Asgardu, przed świętą patelnią o.o””*

Kushina: A teraz zapraszam na rozdział i liczę na krytykę ;))!

Pozdrawiam: Kushina!



Rozdział: 2.

            To już miesiąc, odkąd goszczę, na tym midgardzkim padole, zwanym tutaj po prostu Nowym Jorkiem. Ojciec mnie wysłał tutaj abym poznał midgard. Ludzie, to naprawdę wspaniała rasa i jest godna mej uwagi abym był opiekunem ziemi w przyszłości i w największej jej niedoli. Przykładem tego jest Anthony Edwards Stark, który wolałby mówić do niego po prostu Tony albo Stark. Tony jest jeszcze młodym chłopakiem, który posiadł naprawdę genialny, wręcz niesamowity jak na te czasy umysł. Był zaiste inteligentny, a dzięki temu mógł stworzyć coś niesamowitego. Ukończył studia, a podobno jak na jego wiek, to fenomenalny wyczyn, a liczył on sobie dopiero piętnaście wiosen.
Tony posiadał ciemne, wręcz czarne włosy i niebieskie oczy. Zauważyłem również, że bardzo lubił swoje czarne i czerwone koszulki. Może to wredne, ale stwierdzam również, że Tony uwielbiał strasznie swoje ciemne, znoszone już spodnie, a ładne i podobno bardzo drogie, jak na przeciętnego śmiertelnika stroje wizytowe, czyli garnitury, omijał szerokim łukiem i ubierał je tylko w tedy, gdy musiał.
Jakieś złe oraz irracjonalne przeczucie, przedarło się przez moje serce, gdy tylko chłopak wpadł do mojej komnaty i rzuciłbym, cytując go: „ruszył tyłek” za nim, do jego ojca, bo ten ku uciesze chłopaka, w końcu wraca dzisiaj do domu i chce mnie poznać. Uśmiechnąłem się. Nie ukrywałem, że byłem ciekaw, jak to też Howard Stark wygląda i nie, żebym się nie przyglądał jego czarnobiałym, a w późniejszym czasie kolorowym już obrazom, które Antony, zwał po prostu zdjęciami.
Wiedziałem, że to nie grzeczne, ale wydawało mi się, że Tony, pomimo, że kocha ojca nad życie, to Howard traktował go jak zwykłego dzieciaka i słabeusza, a sposób jego postępowania mogłem porównać z tym, który znałem z JötunheimrOjcowie porzucali swe słabe dzieci, gdy tylko się urodziły w lasach lub w co gorsza w lodowych pieczarach. No, ale cóż mogę się mylić, czyż nie? Te wszystkie, złe opowieści, snuł mi właśnie Odyn. Mój ojciec
Chłopak idący obok mnie pragnął tylko i wyłącznie trochę uwagi. Wzdrygnąłem się mentalnie i wróciłem do świata żywych, wyrwany z zamyślenia. Tony znów coś mówił, o jakichś reaktorach z wielką pasją i rozbawieniem, to też mu w tym nie przeszkadzałem, tylko czasami mu przytakiwałem, że „rozumiem”.
Ziemia lekko zadrżała pod mymi stopami.
- Cóż się dzieje? – Przestraszyłem się, gdy tylko to od czułem.
- Spokojnie.. – Uśmiechnął się do mnie Tony. – Mój ojciec właśnie wylądował…! – Krzyknął Stark i pobiegł rad przodem, w kierunku lotniska, gdzie wylądowała jakaś midgardzka maszyna. Jak się dowiedziałem później był to helikopter. Poszedłem, więc szybkim krokiem za nim. Jednak mina Tonyego była znów smutna, ponieważ…
- Gdzie jest mój ojciec Obadiahu…
            Łysy mężczyzna, któremu włosy spłynęły na twarz robiąc za brodę, był bardzo przybity, a minę miał smutną. Coś mi tu nie pasowało.
- Tony, tak mi przykro, ale twój ojciec nie żyje…
Stark zacisnął zęby, a jego mina spoważniała niesamowicie szybko. Widać było, jak nie wiele brakowało mu by się rozpłakał. Położyłem mu mą wielką, męską dłoń na ramieniu. Chłopak zacisnął z całej siły ręce w pięści, aż mu knykcie pobielały.
- Jak… jak to się stało? – Zapytał nie spokojnie. Ramiona mu drżały, a do oczu napłynęły łzy, ale nie płakał.
- Nie wiadomo… Zginął przez upadek z klifu, a jego samochód spadł…
- Na Odyna, błagam niech Pan nie kończy…! – Zrobiło mi się słabo, a całe śniadanie i obiad podeszły mi do gardła. – Wy sobie porozmawiajcie, przyjacielu Tony, a ja pójdę gdzieś… Czy pożyczysz mi pieniędzy? – Zapytałem z głupią miną. – Oddam, co do grosza… – Tony westchnął i podał mi jedną z plastikowych kart kredytowych.
            Tak… Przez ten miesiąc dowiedziałem się, czym żądzą się prawa tego świata… Pieniędzmi!
- Tylko nie wydaj mi wszystkiego… – Powiedział smutno. Wziąłem swą ciepłą kurtkę, buty szalik i czapkę. Założyłem ciepłe ubrania, ponieważ była mroźna pora niczym na Jötunheimr. No dobra na ósmym świecie jest sto razy gorzej!
- Oczywiście… – Odparłem i wyszedłem do miasta, aby mogli sobie na spokojnie porozmawiać.
***
Po kilku godzinach, dotarłem do miejsca, gdzie było dużo midgardzkich sprzętów, który Tony nazywał zwykle komputerami lub przyjaciółmi. „Internet Cafe for Lost!” – Głosił napis na starym szyldzie. W szedłem do środka i wykupiłem całodzienny karnet za pięćdziesiąt dolarów i usiadłem przed jednym z dobrze zaopatrzonych sprzętów. Czas spędziłem na nauce pisania.
Następnego dnia również tam poszedłem i pisanie nie sprawiało mi już aż takiego dużego problemu, co mnie zaskoczyło. Więc wyszedłem do wierzy Stark Tower. Po wejściu do windy i zamknięciu drzwi omal nie dostałem zawału:
-           Pan Stark jest w gabinecie ojca. Zabrać tam Pana? Panie Thor?         – To pytanie… Skąd ono się dobywa? Otworzyłem szeroko oczy.
- Skąd ten piekielny głos się wydobywa?! – Zapytałem totalnie przestraszony.
-           Nazywam się Jarvis, komputerowy pomocnik Pana Starka. Model VX001*. – Odezwał się spokojny głos z kąta windy. Moje oczy zrobiły się wielkie! To, coś odpowiada na moje pytania i twierdzi, że jest od Tonyego!
- Dobrze, zabierz mnie ty piekielna maszyno, do Tonyego? – Westchnąłem. Nie bawiło mnie to… Ani trochę! Tony siedział w gabinecie, a z nim Panna, Pepper Potts. Jego prawdziwa przyjaciółka, którą znał od dziecka, a teraz wierna asystentka Starka. Blondynka o pięknych niebieskich oczach, odwrócona była do mnie plecami i chyba nawet nie zauważyli, że przyszedłem. Tony, mi będzie musiał wszystko wytłumaczyć, ale to potem…
- …Wiesz, już, co będzie do ciebie należało? – Zapytał spokojnie, a kobieta skinęła mu głową. Była od niego starsza o pół roku, a ode mnie była młodsza o dwa i pół. – Pepper, liczę na Ciebie… Wiesz, że nie mam już, na kogo liczyć oprócz ciebie i gromowładnego… – Szepnął, a jego głos zadrżał i lekko się załamał. Pamiętałem, że Tony wspominał mi, coś o tym, że ojciec obiecał mu wyjazd na ryby. Po twarzy jego rozlał się niesamowity ból i smutek. – Ja będę konstruował i szkicował różne rzeczy, a ty zajmiesz się, papierkami – zrobił pauzę, jakby się nad czymś zastanawiał – dobrze? – Dokończył w końcu, nic więcej nie dodając.
- Oczywiście… – Westchnęła i podpisała się pod umową.
- Jarvis, kiedy Thor wró… O! Jesteś…? Wybacz… – Uśmiechnął się słabo. – Będę musiał dodać do Ciebie, Jarvis pamięci i kilku innych gadżetów.
- Wróciłem przyjacielu… Jednakże będę musiał Cię prosić, o wyjaśnienie mi kilku rzeczy, które zaszły w rezydencji za tych kilkanaście godzin oraz, oczywiście wczorajszą noc, którą mocno przespałem…
            Na bladej i zmęczonej twarzy Tonyego pojawiło się przybicie, jakby konsternacja i… coś jeszcze… Coś, czego me zmysły wzrokowe nie potrafiły odczytać.
- Dziękuję Panno Potts. – Odprowadził ją do drzwi, po czym na powrót zasiadł w krześle.
            Poznałem ją, już pierwszego dnia, w którym wylądowałem na Midgardzie lub jak uważają śmiertelnicy ziemi. Chciałem się tylko rozejrzeć, a nie być zestrzelonym od razu na wejściu czerwonym tuszem, jakim była farba, z jak się później dowiedziałem pistoletu! W ten sposób poznałem również Starka. Był w jednej drużynie z właśnie tą niewiastą, Pepper. Grali we dwoje w jakiegoś paintballa. Czy jakoś tak?… Na samo to wspomnienie, do teraz przewraca mi się w żołądku, uhh!
            W tedy też im opowiedziałem skąd jestem i po co tu przybyłem. Patrzyli na mnie w pierwszej chwili jak na osobę z innego wymiaru. No… W sumie, to można by tak to ująć. Nie byłem przecież normalnym człowiekiem, a bogiem piorunów. Na dowód tego pokazałem im mój Mjölnir, który został wykłuty w kuźni wielkiego krasnoluda Ejthiego**.
   Usiadłem na krześle.
- Pytaj. – Rzekł zmęczonym tonem głosu.
- Co to jest za Jarvis? Zaklinam Cię przyjacielu! Na ludzki język! – Krzyknąłem zanim zdążył otworzyć usta, aby coś powiedzieć.
- To komputerowy majordomus. – Uśmiechnął się, a ja spojrzałem na niego jakby z naszego tęczowego mostu, spadł i uderzył się z impetem, o przestrzeń zwaną przez ziemian kosmiczną. – „Asgardzka, niańka lub pomoc domowa”… – Westchnął zrezygnowany. – Czyli jak nie będziesz wiedział, jak coś zrobić zwróć się do niego. – Uśmiechnął się lekko Stark, ale ten uśmiech nie sięgał jego oczu.
- Nauczyłem się obsługiwać komputer, przyjacielu Stark… – Powiedziałem dumny z siebie.
- Super…
- Przyjacielu Tony, co się stało z dawnym Anthonym Starkiem? – Zapytałem smutniejąc, równie mocno, co on.
Śmierć obojga rodziców, to najgorsze, co mnie spotkało. – Powiedział, a ja go po prostu przytuliłem do siebie. Stark się rozpłakał. – Chciałbym znaleźć i zabić tego, kto to zrobił, ale… Póki, co powinienem po pracować. Chciałbyś, coś jeszcze?  – Zapytał niespokojnie.
- Przyjacielu Tony, moja rzecz może poczekać, chyba, że Jarvis mi pomoże… – Wzdrygnąłem się, gdy sam sobie określiłem drogę na pewną śmierć. Przełknąłem ślinę. Jarvis zaśmiał się cicho.
***
            Styczeń się już powoli kończył, a tuż po nim miał nastąpić, z tego, co mi powiedział Stark luty, który był, tak naprawdę bardzo paskudnym miesiącem. Ciągle padał śnieg. Dowiedziałem się też, czym jest choroba, gdy cały ostatni tydzień stycznia i pierwsze trzy dni lutego przeleżałem w łóżku i byłem pod stałą opieką Starka, Pepper i Jarvisa. Wiedziałem, że muszę się im jakoś odwdzięczyć za to wszystko. Jarvis nauczył mnie obsługiwać, różne portale, fora społecznościowe i nawet, co szło mi strasznie opornie! Serwować po Internecie. Gdy byłem już całkiem zdrów wróciłem na jeden dzień, do, Asgardu, aby opowiedzieć ojcu i matce o tych cudach. Wziąłem również kilka złotych jabłek, które dała mi Frigga, abym po kryjomu dał je moim przyjaciołom. Po przyjściu do Heimdalla. Czarnoskóry mężczyzna odezwał się do mnie niespokojnym tonem.
- Pojawiło się coś niebieskiego, a zarazem magicznego, w Midgardzie… – Powiedział to jakby lekko zagadkowo, ale ja i tak to zrozumiałem.
- Na Odyna, to nie możliwe, przecież oni wszyscy… cała ta rasa wymarła, wybita, jak psy i spalona na stosie.
- A jednak… – Heimdall spojrzał na mnie. Miałem wściekłą minę.
- Gdzie…? – Zapytałem wyprowadzony nagle z równowagi. – Gdzie to się pojawiło Heimdallau?
- Nie zdążyłem się temu przyjrzeć, Thorze, więc nawet nie wiem czy był to lodowy olbrzym, czy jakiś twój sprzymierzeniec. Ta magiczna poświata… Ona się… Jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła… – Odparł niemal szeptem. Ale ja już czułem, że to się źle skończy. Źle dla tej osoby..
***
            Po jakimś czasie, gdy anomalia już się nie powtórzyła wróciłem do Midgardu spokojny. Tony, prawie dostał zawału, gdy stanąłem o 4:45 w jego domostwie, tuż, przed drzwiami. Jarvis natychmiast mnie wpuścił do niego.
- O! Jesteś? – Zapytał Stark uśmiechnięty wzdychając ze zmęczeniem. – Jak tam gromowładny?
- Całkiem dobrze… – Wyciągnąłem złote jabłka. – Po dwa na naszą trójkę..– Zaśmiałem się lekko.
- Czy mogę je zbadać? – Jęknął błagalnie, a ja się zaśmiałem cicho.
- Lepiej spróbuj… Nie badaj. To jabłka z Asgardu… – Wgryzłem się w słodycz. – Słodszych i pyszniejszych jabłek nie zdobędziesz na tym i innych światach. I nie… Nie wyhodujesz ich tutaj… – Uśmiechnąłem się lekko. Tony powąchał jabłko i odłożył je na stół.
- Pepper pewnie mnie zabije, jak nie zjem z nią śniadania… – Puścił mi oczko, a ja spojrzałem na niego ze współczuciem i rozbawieniem. Ta… Pepper zła, to groźna Pepper.
- Kiedy lecisz do tego… Innego świata, przyjacielu?
- Do Kraju i to jest… Afganistan Thorze… Jutro, a co? Planujesz imprezować?  – Uniósł brew do góry.
                Zjadłem całe jabłko, włącznie z ogryzkiem i pestkami, które szczerze mówiąc były najlepsze i najsłodsze. Następne zjem jutro. Również odłożyłem jabłko na stół.
- No, co ty?! – Przewróciłem oczami z rozbawieniem.
- Dobra, idę spać…
***
Następnego dnia udałem się do kafejki internetowej. Poczułem, że jest już chyba mój stały rytuał. Chociaż Stark powiedział, że może mi kupić laptopa. Ja jednak nie chciałem być aż taki chciwy. Usiadłem przy komputerze i zacząłem sobie z kimś pisać. Nawet nie wiedziałem, z kim. Opisałem się, jako „Gromowładny”. Jakiś czat…
„Teraz jestem w kafejce. A ty? Co robisz?” Oparłem się wygodnie i zaczęliśmy pisać. Uśmiechałem się do siebie. Byłem szczęśliwy. Pisaliśmy przez kilka, może kilkanaście godzin. Sam nie wiem, kiedy stała się bardzo późna godzina i zamykali kafejkę. Zadałem mu jeszcze jedno pytanie:
„Będziesz jutro w central parku? Jesteś naprawdę ciekawym człowiekiem…”
 …******…

U mnie jak zawsze obrazek pod notką ^o^!
Nie wiem, jak tam druga autorka :*!
Model VX001* – Model jest wymyślony przeze mnie. (Jak widać nie powiadomi Tony będzie go dopracowywał, bo musi poprawić w nim kilka rzecz, w tym odzywanie się, gdy ktoś nadchodzi :D!)
Ejthi** – Nie mam pojęcia jak to się piszę! Ale na pewno to był on :D…

2 komentarze:

  1. Żona Madary^^!!8 lip 2014, 14:37:00

    To je pikne xD! Chcem wiecej xD! Czekam na zajebisty rozdzial Miku :)!

    Kurwa mac chce do PolskI, do mojich polskich znakow... ;__;!
    Sorry, za to wyloguj sie, ale skopiowało mi sie to chyba xD! Lece mam pracy :) Pa :*!

    OdpowiedzUsuń
  2. Początek :D ha ha boski rozdział!
    czekam na kolejne! om om i to szybko :3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy:

Łączna liczba wyświetleń