środa, 5 listopada 2014

Rozdział: 10. – Czarne pióro..

Kushina: *Siedząc w szafie obserwuję, co się dzieje w Sali, gdzie  jest mnóstwo ludzi*
Thor: Loki winien już dawno oswobodzić Midgard z wolności… *Drzwi szafy i podchodzi do niej, po czym ją otwiera*
Kushina: o_O! Co?
Thor: *Zerka na śpiącego brata* Loki winien już dawno oswobodzić Midgard z wolności…
Kushina: Wiem, wiem… *Siada śpiącym mężczyźnie i uśmiecha się łagodnie* Już nie długo, nie martw się…
Thor: Mhm… *Pochyla głowę w dół*
Kushina: Chodź pomożesz mi w odpowiedzi na komentarze… *Uśmiecha się lekko, wchodząc mu na kolana*
            Viv: Sama się nad tym zastanawiam ^^”, jak to wszystko rozwiązać, ale mam już kilka pomysłów xD. Hmm, co do Hel… Kurcze, to może być ciekawe, już wiem jak ją mogę „wykorzystać” w opowiadaniu, czyli tak zjawi się jeszcze ;).
            Acheza: Tak, jak powyżej pisałam, sama nie wiem, jak to rozwiążę…
            Lupin: Hmm... xD *Myśli* Thor wybaczymy jej?*Thor natychmiastowo skina jej głową i uśmiecha się łagodnie* ^^"" No to cóż nie..... Przejdźmy dalej xD.. Nie no żartuję, ba, że wybaczam xD. Udusisz mnie, ale nie powiem czemu, przekonasz się za kilka rozdziałów :3"".
            Rox: Dzięki za wszelką pomoc, związaną z opowiadaniem na fb ^^! Co do gwiazdy będzie dopiero w kolejnym rozdziale, bo by mi wyszło ze dwadzieścia stron, a miesiąc bez opowiadania was trzymać nie chcę!

Rozdział: 10. – Czarne pióro..
Wojna…        –                     Część: I.
            Trening trwał prawie dwadzieścia cztery godziny na siedem dni w tygodniu. Dwaj blondyni. Thor i Steve, walczyli ze sobą przez chwilę, o miejsce, lecz Kapitan odpuścił i stwierdził, iż po czeka.
            Blondyn odczuł zmęczenie dopiero po upływie czternastu dni. Trenował bez przerwy. Roboty Starka były doskonałe do ćwiczenia i udoskonalania różnych ruchów. Po tym okresie Thor zemdlał, a Steve wszedł do Sali treningowej akurat w momencie, w którym Odyn odwiedził ich obydwu. Wszech Ojciec również, o dziwo chciał pomóc, co zaskoczyło zarówno błękitnookiego, Thora samego, jak i innych Avengersów. Wszech Ojciec obiecał im pomoc militarną, jeśli ta będzie potrzebna.
***
            Tony westchnął popijając tym razem gorącą czekoladę. Jego blondyneczek zażyczył sobie tydzień bez picia alkoholu, a Stark… No cóż miałby zakaz na seks przez miesiąc, co najmniej. Tony nie wierzył w to co robi dla Steve’a. Jego chłopak robi z niego ciotę, a on? Daje mu się tak łatwo.
-          Jarvis, – Warknął cicho Stark. – Muszę się napić…
-          Ależ Sir, pije pan… – Mruknęło rozbawione komputerowe A.I.
-          Jarvis, chociaż ty mi nie podnoś ciśnienia.
-          Panie Stark, Przykro mi, ale nie pomogę Panu. Chcę Pana uchronić przed brakiem seksu! – Powiedziało idealnie spokojnym tonem głosu Jarvis.
            Tony westchnął i opadł ciężko na kanapę przed telewizorem z kubkiem w prawej ręce.
-          Kanał piąty Jarvis.. – Powiedział. Na ekranie był młody mężczyzna w czerwonym kostiumie z pająkiem na piersi. – Biedny chłopak – Mruknął Tony patrząc jak Spiderman znowu jest obrażany przez J. Jonah’a Jamesona. Sam Stark był ciekawy, kim on jest, ale nie wnikał dla bezpieczeństwa tego chłopaka.
            Tony zamknął oczy na chwilę. Jego głowa zaczęła opadać na prawą stronę. Kanapa skrzypnęła, a ciało Starka opadło łagodnie na nią. Poczuł senność, zaczął słyszeć dziwną melodię, która przyciągała jego zmysły i duszę.
            Telewizor zgasł, a szatyn wsłuchał się w melodie. Im bardziej usypiał tym większą ciemność widział. Zobaczył coś dziwnego… Nie kogoś dziwnego? Sam już nie miał pojęcia, co jest realne, a co nie.
            Przed nim rysowała się postać kobiety ze sztyletem w dłoni. Tony zaczął szybciej oddychać. Dostawał epilepsji na widok krwi na własnych rękach. Stark, starał wycierać swoje dłonie o kolana, gdzie były spodnie, ale czerwona ciecz nie znikała, a wręcz przeciwnie.
            Czuł się jak cholerny obserwator następujących wydarzeń! Oglądał jak fioletowowłosa kobieta podcina gardło jego ukochanemu Kapitanowi Ameryce. Nagle otworzył szeroko oczy z wrzaskiem. Steve i Hawkeye przybiegli do niego niemalże natychmiastowo z kuchni.
-          Co się dzieje? – Zapytał Kapitan Mrożonka.
-          Usnąłem i widziałem… ją…. Jego coś… Chciało to chciało!  Ja… – Tony mówił bardzo nieskładnie, do tego jego ręce drżały i łzy spływały mu z oczu na policzki.
-          Spokojnie… – Steve objął go delikatnie w pasie. – Kochanie to był tylko sen…
-          Nie to nie mógł być sen! – Krzyknął mężczyzna i ukrył twarz w dłoniach.
***
            Wszyscy Avengersi zebrali się w Sali obrad. Thor siedział na krześle spoglądając na monitory, wyświetlone na tablecie. Blondwłosy bóg piorunów miał smętną minę. Podłączone, do ciała Lokiego monitory pokazywały spokojną kreskę, która z wolna unosiła się i opadała. Mężczyzna leżący na łóżku, był blady, chudy, a jego niebieska skóra nie podobała się praktycznie żadnej osobie, zebranej w pomieszczeniu.
-          Thor, – Odezwał się jako pierwszy Kapitan Ameryka – musisz nam powiedzieć o jej słabościach..
-          Tyle, że Morgana ich nie ma…
-          Nie chrzań… Każdy je ma! – Warknął Hawkeye zły.
            Stark zachwiał się, ale zamknął oczy i złapał równowagę. Usiadł na krześlę. Źle się czuł.
-          Przyjaciele, było by prościej gdybym sam tam poszedł. – powiedział z westchnieniem.
-          A co potrafi, że aż tak się martwisz? – Zapytał chłodnym tonem, głosu.
-          Potrafi zaczarować w palmę wody, bez patrzenia Ci w oczy, Kapitanie dodatkowo może Cię uśpić i wyrwać Ci duszę, tak jak zrobiła to z Lokim… – Powiedział cicho blondwłosy bóg piorunów.
-          Czyli po prostu nie możemy patrzeć na nią…?
-          Można tak to ująć.
-          Hawkeye, się nie przyda, bo on idzie tylko na wzrok… – Mruknęła Natasha.
-          Zgadzam się… – Mruknął sokole oko. – Mogę ją zestrzelić w momencie, gdy będzie już praktycznie bez Bronna. – Mógłbym ją również zaatakować niespodziewanie w chwili, gdy będzie stała przykładowo tyłem do nas.
-          Ja mogę ją obezwładnić, paraliżującą strzałką, gdy… – Zaczęła, ale coś jej przerwało.
            Był to nagły, a zarazem brutalny upadek na ziemię przez Tonyego. Wszyscy spojrzeli na niego. Sam Kapitan Ameryka był, już sekundę później przy nim, odwracając go na plecy.
            Tony miał drgawki.
-          Koc! – Wrzasnął blondyn, rudowłosa wybiegła z miejsca obrad. – Tony, co z tobą?! – Steve potrząsnął ciałem mężczyzny w delikatny sposób. Natasha wróciła po chwili podając blondynowi materiałowy przedmiot. Rozwinął go, a następnie ułożył delikatnie – Nawet nie wiem, co mu jest! Jarvis?
-          To czary… – Mruknął blondwłosy bóg piorunów, za nim komputer zdążył się odezwać. Wszyscy spojrzeli na Thora. – Loki często w ten sposób się ze mną cackał, gdy tylko za bardzo nalegałem o chwilę, abyśmy pobyli razem.
-          Czy to zaklęcie da się zdjąć samemu? – Zapytał zmęczonym głosem niebieskooki.
-          Nie mam pojęcia, Ja się uodporniłem. Nie wiem też jak na to śmiertelnik zareaguje, wiem jednak, iż takie osoby przechodzą katuszę i męki.
***
            Latverii zagroziła wojna i Doom był tego świadomy. Gdyby nie zbroja, jaką nosił na sobie, widać by było, jak bardzo jest wystraszony. Mężczyzna wyjrzał przez okno na wielki plac, gdzie ludzie chowali się w popłochu, w domach, a następnie schodzili do bunkrów. Ci starsi prosili swego władcę, o to aby przemyślał, to co czyni.
            Doom usłyszał szelest za sobą. Odwrócił się zerkając na Morganę, która z uśmieszkiem podeszła do niego i dotknęła jego twarzy.
-          Słonko… – Zaczęła cicho. – Już nie długo, czas zacząć.
***
            Podkoniec tygodnia, wieczorem; Thor, Kapitan Ameryka, Agentka Romanoff oraz Clint wylądowali na trawie, Quinjetem. Byli kilkanaście kilometrów od granic miasta Latverii. Nie pełna drużyna była jednak zdeterminowana. Wiedzieli, że samo wtargnięcie do niepodległego kraju, to już naruszenie ze stu, dwustu paragrafów, lecz Doom nie raz je również łamał. Mimo to miał swój immunitet dyplomatyczny i nikt go niemiał prawa tknąć choćby palcem.
            Blondwłosy Bóg piorunów oderwał się od ziemi za pomocą swego młota i uniósł się do góry. W końcu ktoś musiał sprawdzić dyskretnie tereny Latverii.
            Avengersi wiedzieli, że dojdzie do wojny… Lecz nie mieli pojęcia jak ta się skończy.
            Ruszyli do celu, bez większych problemów. O dziwo nigdzie nie było ani pół oddziału składającego się, z Doombotów, ani jednego mieszczanina, ni żywej duszy. Miasto wyglądało na wymarłe. Natasha odezwała się w stronę kapitana cicho, lecz nawet szept odbił się głuchym echem od ścian, domostw należących do mieszkańców Doomstadtu.
-          Myślisz, że to pułapka? – Zapytała.
-          Nie mam pojęcia. – Odrzekł tamten.
            Thor rozejrzał się po okolicy, z góry i po chwili również dotarł do kroczących po ziemi midgardczyków. Następnie odezwał się do swych towarzyszy.
-          Ludzi nie ma, lecz na placu głównym coś się dzieje! – Krzyknął mężczyzna patrząc na towarzyszy.
-          Hawkeye trzymaj się z tyłu, Thor, Natasha, wy z przodu, ja w środku. – Powiedział spokojnie Kapitan Ameryka. Sięgnął po czarną szarfę, która była przewiązana przez jego udo. Zawiązał sobie nią oczy. Wiedział, że będzie miał ograniczony zmysł wzroku, lecz miał świadomość również, iż to jest jedyny sposób, żeby pokonać Morganę.
            Skierowali szybko kroki w kierunku placu głównego. Był wyłożony grubymi kaflami. Ich układ przypominał twarz Dooma. Grubymi kanałami płynęła woda i krew, zbiegając się w jednym miejscu. W samym centrum stał wielki, liczący sobie 450 stup*, posąg z wizerunkiem Dooma. Na jego szczycie stała kobieta z fioletowymi włosami oraz mężczyzna w zbroi. Thor spojrzał na Morganę z nienawiścią. Był odporny na jej magię, lecz nie wiedział czy kobieta nie ma jakichś innych, dziwnych sztuczek.
            Zielonooka podeszła do krawędzi monumentu i skoczyła, spadając w dół. Doom zrobił to samo.
            Morgana zaatakowała blondyna jedną z arsenału swoich sztuczek, podpalając mu skórę na rękach. Chwilę później zrobiła kilka set iluzorycznych klonów, które szybko się rzuciły w kierunku gromowładnego. Prawdziwa Morgana zniknęła gdzieś na kilka sekund, lecz pokazała się tuż przed rudowłosą. Było to bardzo szybkie.
            Rudowłosa po chwili wiła się po ziemi.
-          Natasho! Zwalcz to! – Krzyknął gromowładny.
            Thor rozwalił połowę klonów, a chwilę później był przy rudowłosej kobiecie. Thor przyjrzał się Morganie. Oddychała ciężko czyli szybko ją to zaklęcie wykańczało!
            Niebieskooki spojrzał przez sekundę na szyję kobiety. Były tam wiszące, lekko błyszczące kryształy. Chciał zerwać, choć jeden z nich jednakże nie udało mu się to, ponieważ fioletowowłosa kobieta dostrzegła co ten chce zrobić. Za pomocą magii złapała go za szyję i uderzyła nim o ziemie. Natasza zaatakowała ją od tyłu strzelając kulką paraliżującą.

…******…


UWAGA: Bardzo was proszę, jeżeli gdzieś będą błędy to napiszcie mi je :*!

Pozdrawiam :D


Ymm.. :D.

3 komentarze:

  1. Skończyć w takim momencie?! No, błagam! Wyrwać mnie z takich emocji, pozostawić z niedosytem? ehh :(
    Rozdział cudny. Uwielbiam każdy jego moment. Te sny, wizje Tonego są bardzo intrygujące, dobrze opisane.
    Morgana ciekawa postać, można się nią odurzyć, można ją też znienawidzić. Budzi mieszane odczucia, że tak powiem xD. Ja sama nie wiem co o niej sądzić. Na pewno jest szalenie interesująca, hm... Pisz szybciutko! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :D powiem jedno: chcę kolejny rozdział! Chcę gwiazdę i M.... ojć sorry :D Bo wykorzystasz ją/jego ??XD Obudź Lokiego!
    pozdrawiam, Rox

    OdpowiedzUsuń
  3. UMZYJ NIEDOBLA powiedzieć mi nic nie chcesz! i jeszcze w takim momencie przerywasz . . .. foch na 5 min ;-;" .Tak wogle jak to mówi mój ziom to tony wychodzi ci najlepiej jako postać blogowa naprawdę chyle czoło
    Pozdrawiam Lupin

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy:

Łączna liczba wyświetleń