Wszyscy: *Cisza*
Kushina: Tak, więc postanowiłam być superhero :^^:
Thor: *Szuka czegoś w pod nogą od stołu* =="""
Kushina: A ty co? *Pyta* *Unosi brew*
Thor: *Nie zerka na nią* Szukam mej pelerynki.. T_T! *unosi pokrywę od śmietnika i nawołuje* Pelerynkoo! T_T!!
Kushina: *Zerka na swoją pelerynę* o_O""! *Ucieka w kierunku w wyjścia po cichutku, na paluszkach*
Thor: *Cisza*
Loki: Bracie, ona ją posiada *pojawia się na scenie ^^!*
Kushina: Ojjj.. No wiesz?! *Próbuje ją zdjąć* Eeeee!!! Nie da się Q_Q! Aaaaaaa!! Ratunku!!
Thor: *Wzdycha ciężko* Chyba, odkryłaś w sobie jakąś moc..?
Kushina: *Przestaję szarpać za materiał* Tak, a co? ^_^"" Mam moc do super pisania ^^!
Thor: *Śmieje się cicho*
Kushina: Z czego rżysz? *Prycha*
Thor: Witaj w naszych skromnych progach :3!
Loki: *Mruży oczy* *uśmiecha się wrednie* Super, jeszcze jeden śmiertelnik do wybicia *Burczy pod nosem.. xD"""!
Kushina: Dobra, dobra! Cichooo!! Czas na komcie:
Acheza: Wiesz, lubię to ^^. Dziękuję... Po tym rozdziale, stwierdzam, że mnie zamordujesz haha xD!
Roxan: Loki będzie, już, już.... Niebawem xD.
Lupin: Ja mam charakter Starka, więc wiesz, sypię takimi tekstami z rękawa.. xD.
Nie przedłużam i zapraszam na rozdział.. ^^!!
Proponuje do notki:
Rozdział:
11. – Czarne pióro..
Wojna … – Cz. 2.
Kapitan
Ameryka, wparował do zamku, poszukując Dooma, który szybko tam wpadł. Mężczyzna
mógł pójść wszędzie. Szlag! Początkowo się rozejrzał, lecz w końcu wybrał drogę
na wprost, zobaczywszy zielony płaszcz Dooma. Niestety nie był to on. Był to
Doombot, lecz nie był on sam! Tuż za nim stała setka, może dwie, albo jeszcze
więcej podobnych jemu robotów. Na środku pomieszczenia, wzdychając Ciężko
siedział nikt inny, jak sam ich stwórca.
- Jesteś
głupi kapitanie! – Mruknął mężczyzna strzelając w kierunku kapitana mrożonki.
Ten jednak szybko odskoczył, a w podłodze została nie wielka dziura. W tym
czasie jednak reszta Doombotów została aktywowana.
***
Stark
otworzył szeroko oczy. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Krew zniknęła, pustka,
szkło, którym zostały przebite jego ręce również. Uśmiercona Pepper, jego syn,
i ukochany mężczyzna. To wszystko na szczęście zniknęło. Ukazała mu się jego
własna sypialnia. Tony natychmiastowo usiadł.
Widział coś przerażającego. Musi
ostrzec Avengersów! Musi… Musi im powiedzieć, co widział, co planuje Morgana!
Widział … Diabła!
- Jarvis!
– Wrzasnął. – Gdzie są Avengersi..?!
- W
Latverii Sir. Pan Steve Rogers, kazał przekazać, Panu wiadomość, żeby Pan się
nie ruszał z wierzy, do momentu zabicia Morgany, bo w przeciwnym wypadku ona również
może Pana przejąć. – Powiedziało komputerowe A.I. Geniusz zmarszczył brwi. – Inicjuję,
więc zamykanie wszystkich drzwi i okien!
- Jarvis!
– Syknął cicho. – Otwieraj to
natychmiastowo…, – Lecz program nie zareagował! – Jarvis, połącz mnie z
Kapitanem… – Rzekł.
- Niestety,
nie dam rady, wie Pan przecież Sir, że na terenie Latverii jest to nie możliwe.
Anthony
warknął kilka przekleństw, następnie i wyszedł z sypialni.
***
Thor odepchnął kopniakiem zwały gruzu, które się na niego
zawaliły i uderzył Morganę w twarz Mjölnirem, przez co ta splunęła krwią na
ziemię. Jej mina nie była zbyt zadowolona. Sam w to nie wierzył, ale zdawało mu
się, że wygrywają. Tak… Wydawało!
Morgana,
znikała przy każdym możliwym ruchu. Każdy jej ruch leczył ją automatyczni e.
Natasha
odleciała gdzieś w bok uderzając głową w mór. Całe jej ciało miało mnóstwo ran,
kostium powoli zaczął pękać na jej ciele. Musiała odpocząć. Hawkeye strzelał do
fioletowowłosej z wysokości! Thor atakował swym młotem i błyskawicami. Bóg
piorunów zobaczył, że ślad po jego młocie został. W pewnym momencie, Doom z
okrzykiem wyleciał przez okno. Jak się okazało wyrzucił go Hulk, który z
czerwonymi oczami niszczył i miażdżył wszystko, co mus się nawinęło pod ręce!
Morgana
spojrzała na Dooma, a ten skinął jej nie zauważalnie głową.
- Hawkeye,
uspokój Hulka! – Wrzasnął zirytowany Kapitan do komunikatora, jednocześnie
niszcząc kolejnego Doombota. Za nim wskoczyło kilka kolejnych. Thor zaatakował znów
Morganę, lecz ta zniknęła.
Sokole
oko, spojrzał na zielonego furiata, który był jego przyjacielem.
- Doom!
– Syknął wściekle Kapitan przywalając mężczyźnie z całej siły prosto w blaszaną
twarz z pięści, w końcu jego tarcza wciąż była zniszczona. Została mu jedynie
broń palna i wszystko, co miał dookoła siebie.
Morgana
roześmiała się wrednie. Wzniosła się do góry, lecząc wszystkie rany. Thor upadł
zmęczony na kolano i jęknął cicho z bólu. Morgana rzuciła zaczarowanym
sztyletem, który rozdzielił się na kilka części. Thor upadł twarzą na ziemie. Czuł
krew w ustach, więc wypluł ją.
Steve
poczuł ostry, piekący ból i z krzykiem odskoczył w bok, lecz kolejny Doombot złapał
go w ramię zaciskają stalową rękę na nim. Oberwał w twarz. Na jego policzku widniała
ohydna, głęboka rana. Mężczyzna zamknął oczy z cierpieniem wypisanym na twarzy.
- I
tyle po twoich Avengersach! – Spojrzała na kryształ, który zalśnił wściekle.
Kobieta wzniosła się do góry i poleciała do zamku. Avengersi uspokoili Hulka, a
ten spojrzał na nich wracając do stanu początkowego.
- Bruce…
– Uśmiechnął się łagodnie Kapitan klepiąc go po ramieniu.
- Mamy…
mało czasu… – Uspokoił oddech. – Gdzie jest Tony? – Spytał zmęczony szatyn.
- Nie
ma go tutaj i nie przyjdzie, kazałem Jarvisowi, zamknąć go w wierzy…
- To
świetnie… – Szepnął. – Ale wątpię, by to go powstrzymało od przybycia…
***
W
tym czasie Tony siedział w swojej zamkniętej na cztery spusty wierzy, jak
roszpunka, czekająca na swego królewicza i konstruował, pisząc coś jednocześnie
na klawiaturze.
- …
Jarvis, bo Cię sformatuje! – Rzucał groźbami, obserwując wiadomości, na ekranie
telewizora. W Latverii, potrzebowali jego pomocy. Tego był pewnym… Skończył
pisać program do zbroi, przyciskając „enter” na klawiaturze. Zaraz miał ją
testować.
- Kapitan
potrzebuje tarczy sir… – Powiedział, a Tony westchnął kryjąc twarz w dłoniach. Z
pozbieranych kawałków zrobił Kapitanowi nową i taką samą tarczę. Bo tak
naprawdę tylko to mu zostało po wspomnieniach z drugiej wojny światowej i ojcu,
który traktował Rogersa jak drugiego syna.
Jakby
się teraz nad tym zastanowić… Tony czuł się teraz dziwnie, wiedząc, że uprawia
seks, jakby z własnym „bratem”?
Nie!
Tony
pokręcił głową i spojrzał na maskę. Już dawno tak nie był podjarany zbroją. Sęk
w tym, że zbroja składała się z magicznych zaklęć. Loki nie dawno dał sobie po
eksperymentować na swojej magii, przez co Tony mógł z nim robić dosłownie
wszystko… No nie w tym sensie.
- Jarvis,
jeśli mnie do nich nie wypuścisz, to jak mam mu przekazać tę tarczę. – Jarvis
westchnął. – No, odpowiedz, mam mu priorytetem wysłać czy poleconym?
- Dobrze
Sir, ale jeżeli będę czuł zagrożenie to natychmiastowo zabieram panu kontrole i
wracamy do wierzy…
- Tak,
tak… – Machnął ręką w beztroski sposób. Założył maskę, a ta natychmiast zaczęła
ubierać go całego. – Dobra czy wszystko działa?
- Sir,
ta zbroja posiada inteligentny statut…
- Rozumiem
i wiem o tym Jarvis. – Mruknął. Zielonooki mówił mu o tym.
Szatyn
pamiętał, jak czarnowłosy, opierał się przed pobraniem próbki jego magii, ale w
końcu po jakimś czasie zgodził się i Stark był bardzo usatysfakcjonowany.
Brązowowdowiedział się w tedy, iż każda magia, chroni swego właściciela i tak naprawdę
żadne zaklęcia nie są stanie dotknąć tej prawdziwej, czystej magii. Dowiedział
się również czegoś, co przeważyło szalę, nad pobraniem próbki od czarnoksiężnika.
Loki powiedział mu, że jego magia jest tą ostatnią z tych czystych.
***
- Już
czas… – Rzuciła fioletowowłosa w kierunku Dooma, który siedział na tronie ją
obserwował.
Kobieta
weszła do narysowanego krwią okręgu. Osiem kryształów zalśniło złowrogo,
zrywając się z szyi kobiety, a następnie wbijając się w ziemię. W tej sekundzie
blask słońca, wpadający przez okno przeszył kryształy, te zaś złowieszczo
zalśniły. Zaczęły tworzyć linię, a te łączyć się ze sobą, aż w końcu utworzyły
magiczną, nie rozerwalną nić. Tak… Była to ośmioramienna gwiazda. Ostatnie
świecidełko również podniosło się z szyi kobiety po chwili zrywając się.
Morgana
przebiła sobie dłoń na wylot i zaczęła szeptać inkantacje, aż w końcu zamknęła
oczy i zaczęła oddychać ciężko.
- Loki
poddaj się… – Syknęła wściekle. – Albo… w sumie wiesz co? –Zaczęła śmiać się
jak psychopata. – I tak zdechniesz… Zdechniesz i się nie odrodzisz!– Krzyknęła,
a Doom spojrzał z rosnącym przerażeniem na to, co dzieje się z duszami.
Pod
stopami kobiety ukazał się portal, do innego wymiaru. Czerwonoskóry, mężczyzna po
prostu z niego wypełznął. Stanął na
nogach prosto obserwując fioletowowłosą, która od razu uklęknęła przed nim, na
kolano, a następnie zaczęła szeptać drugą inkantacje.
Wokół
nich zaczęły unosić się duszę, tworząc, nie rozerwalną, półprzeźroczystą,
magiczną klatkę.
- Śmiertelniczko!
– Ryknął wściekle diabeł, demonicznym głosem rzucając się po klatce, jednakże
ta go powstrzymywała od jakiegokolwiek ruchu czy nawet teleportacji. – Masz
tupet, że to właśnie ty mnie przyzywasz… – Zamruczał cicho. – Musisz mieć
naprawdę dużo sił, żeby mnie tutaj więzić! – Roześmiał się pogardliwie. – A
teraz poważnie. – Złapał ją za szyję i cisnął nią o ściankę, magicznej klatki.
Ta, zalśniła złowrogo. – Wiesz, kim jestem?! – Zawarczał zły.
Zielonooka
zaczęła śmiać się. Spojrzała na najsilniejszego demona, następnie, wyszła z
kręgu, odwróciła się w kierunku Mephisto i znów zaczęła pleść jakieś zaklęcie,
które całkowicie go obezwładniło.
Czerwonoskóry
zawarczał głośno na nią, po czym spojrzał w kierunku Dooma. Ten zaś siedział na
tronie, wbijając z szokowany wzrok w Mephisto. Tak… Ten, potwór budził lęk w
oczach mężczyzny, od dziecka! Doom miał z nim do czynienia, co roku, gdy chciał
uwolnić swoją żonę i syna*, lecz nigdy mu się to nie udawało.
- Tak wiem,
kim jesteś… – Szepnęła robiąc nie winną minę. – Wiem też, co chcesz zrobić z
tym światem… – Zamruczała cicho. – Zniewolić go, bo tak jak wszyscy pragną
tego, tak i ty go tego chcesz… – Zaśmiała się cicho. – Póki
Loki ma siły witalne będziesz tu siedział lub Cię wypuszczę i dam Ci duszę
Lokiego i czyjąś jeszcze… – Oblizała seksownie wargi. – W zamian za to żądam
paktu z tobą.
- Doom!
– Ryknął wściekle. – Czy to jego ducha chcesz mi oddać? – Zapytał siadając na podłodze. Był szalenie rozbawiony w tym momencie
- Morgano,
co ty…?! – Morgana wrednie się roześmiała i spojrzała na Dooma rozbawiona.
- Byłeś
pionkiem, ale obietnicę twą spełnię… – Podeszła do mężczyzny i zdjęła jego
maskę, dotykając jego twarzy. Wszystkie blizny zniknęły. Zamknęła oczy i
zerknęła na niego. – Jesteś teraz normalny, do rodziny wrócisz teraz… – Pchnęła
go na kolana, a diabeł spojrzał na mężczyznę z pogardą.
- Myślałem,
że będziesz godniejszym przeciwnikiem… Dobrze Morgano wesprę Cię… – Powiedział
cicho.
…******…
* Żonę i syna – W ironman armored adventure, bajce było wspominane,
że Doom miał żonę i dziecko.
Ładne? :D,, |
*.* ale się dzieje <3 nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Mephisto aww...kocham gościa, a Ty jeszcze tak świetnie go opisalaś. No cóż nie pozostaje mi nic innego jak czekać. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Rox
Jestem pod ogromnym wrażeniem. Nie mogłam oderwać oczu od ekranu! Tworzysz napięcie. Masz niesamowity pomysł na opowiadanie. Dlaczego skończyłaś w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńPisz szybko.
Pozdrawiam,
Viv
Przepraszam, że tak długo mnie nie było!!! Wybacz.
OdpowiedzUsuńDam radę czytać tylko ten jeden blog, za co przepraszam. Ale i tak podziwiam Twój sposób pisania dziewojo ;) Klimat jest, dreszczyk emocji też. Lubię Twoje dialogi, nadają fajnego tempa ;> Jestem ciekawa co będzie dalej.
Pozdrawiam i przy okazji zapraszam na nowy rozdział u mnie ;)
Błękitna
Świetny rozdział. Trzyma w napięciu.
OdpowiedzUsuńHehe, Tony w wierzy niczym księżniczka - dobre xD!
Nie, nie - nie zamorduję Cię, chociaż... jak zwykle skończyłaś w najmniej odpowiednim momencie! Oj Ty! :) :*
Pozdrawiam.
Cudny rozdział naprawdę miśka Masz talent do przerywania w dupnym momencie seryjnie człowiek ze złości ma ochotę okno rozwalić ehhh. Pozdrawiam Tatusia Tonego xdd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lupin